Siema. Właśnie skończyłem gadać z Simonem. Kurwa mać, lubię go no, lubię go.
Szybko i zwięźle, bo budzę się za pięć godzin. Skończyłem robotę 31 chwilkę po 20, ogarnąłem się w pokoju i zebrałem aby odebrać Marcelego. Podjechałem na ogrodową i kupiłem po raz pierwszy od Bóg wie jak dawna bilet na parking. W żabce Marceli zrobił już praktycznie wszystko co musiał przed zamknięciem, więc pozostało nam tylko czekać. Do sklepu weszło jeszcze pare klientów, starsza pani z synem, Ukraińcy, którym życzyłem szczęśliwego nowego roku po ukraińsku, na co jej syn odpowiedział mi "Cлава Украiнi", a ja dokończyłem "Геройом cлава", grupka młodych ludzi którzy kupili trzy setki absolwenta poziomkowego oraz wysoki starszy pan, był bardzo formalnie ubrany, miał kompletnie siwe włosy i jasnoniebieskie oczy. Swoim wyglądem budził respekt, jakbybył kimś bardzo poważnym, a jednak był kierowcą taksówki. Chciał kupić szampana, ale nie zdążył przed prohibicją która zaczęła się o 21:58.
Po zamknięciu sklepu z Marcelim wybraliśmy się do jego pokoju aby wziąć trochę czipsów i pepsi, a następnie pojechaliśmy do akademika świętować. Czułem się dobrze, ale kompletnie nie wiedziałem w jaki sposób po prostu wrzucić na luz i dobrze się bawić, zwłaszcza że Marceli zaskoczył mnie swoim postanowieniem noworocznym, którym było obiecanie sobie tego, że się zabije, czym pochwalił się na facebooku. Trochę mnie przytkało. Ja też naprawdę chujowo się czuję przez większość czasu, ale co, po prostu trzymam to w sobie i nie chwalę się tym, bo wiem że nikt mi z tym nie pomoże i muszę się z tym borykać sam. W pracy miałem nieprzyjemną sytuację, przez którą naprawdę miałem spierdolony humor przez kilka godzin, ale jakoś się odbiłem.
Gdy już zegar dobijał do północy, pogratulowaliśmy sobie nawzajem z Marcelim dotrwania do końca roku, a w tle grało "Vento di oro" z Jojo. Napiliśmy się wódki, napisałem do kilku ludzi, i wyszliśmy na zewnątrz odpalić fajerwerki.
No i tutaj zaczyna się ciekawa sytuacja. Przed akademikiem postawiłem małą bateryjkę fajerwerek którą kupiłem w auchan, i po nieudanej próbie odpalenia lątu z ognia papierosa, po prostu wyciągnałem zapalniczkę i odpaliliśmy fajerwerki. Z baterii poleciało kilka strzałów i to by było na tyle, ale chwilę po tym jak to się skończyło, w naszą stronę podeszło trzech gości. Pomachałem im i życzyłem szczęśliwego nowego roku. Nie spodziewałem się jednak tego że zamiast odwzajemnienia życzeń, zareagują agresją. Pierwszy z gości z czapką na której widniała biała gwiazda przekreślona czerwoną kreską spytał się czy tu mieszkamy i czy tu przez przypadek nie przechodzę od czasu do czasu. Odpowiedziałem że tak, a ten stwierdził czy nie chcę dostać w ryj. Kompletnie go nie zrozumiałem, więc dociekałem w czym leży sedno sprawy, jednakże zanim dostałem odpowiedź, drugi z trzech gości podszedł do mnie, złapał mnie w pół i zaczął podduszać. Ja, dalej zdziwiony ani trochę się przeciwstawiałem. On i jego dwóch kolegów kazało mi pójść za nimi. Gotowy na wpierdol, podreptałem za nimi. Wylądowałem przy klatce schodowej pobliskiego bloku, a tam widniała ulotka na której było napisane; "Prosimy o nie wystrzeliwanie fajerwerków w pobliżu z uwagi na bojące się zwierzęta". Aha. Super. Gościu z czapką z przekreślioną białą gwiazdką zaczął mi mówić, że musiałem to widzieć, i że generalnie pies którego ma będzie musiał być na terapii i inne takie z faktu że puszczam w pobliżu fajerwerki, że pies się boi i nie ma jak od tego uciec, drugi nadal podkreśliał że dostanę w mordę, a trzeci siedział cicho. Nie wiem co jeszcze mówił, skończyło się że jeszcze raz życzyłem im szczęśliwego nowego roku, podałem każdemu z nich do kurwy nędzy dłoń, a następnie odeszłem. Byłem wkurwiony, nawet nie wiem dlaczego. Może dlatego że nie broniłem swojej racji, chociaż rzeczywiście nieuprzejme z mojej strony było nie przemyślenie tego że mogę straszyć zwierzęta, może dlatego że spotkałem się z początku roku z czystą agresją, a może dlatego że byłem bezsilny wobec tego co robili ze mną ci faceci. Z całych tych nerwów, podszedłem do opuszczonego fiata punto który stał obok akademika i zacząłem go kopać. Chwilę potem skończylem, ucichłem i nie odzywałem się przez długi czas. Marceli dolał oliwy do ognia mówiąc; "No co, dobrze zaczyna się ten rok co nie?", na co w ogóle nie miałem siły odpowiedzieć.
W akademiku także siedziałem bez słowa. Popijałem tylko wódkę z oranżadą i nie mogłem się pozbierać. Zadzwoniłem do Simona oraz Ojca i życzyłem im szczęśliwego nowego roku, ale niestety nadal zajęło mi kilka kurwa godzin ażeby w ogóle znowu formuować zdania. Byłem rozpierdolony. Położyliśmy się po 4, a następnie wstałem o 11:30. Odwiozłem Marcela do domu około 13, a sam przyjechałem do pracy o 13:30, gdzie bylem do 22.
No, było okej. Mało napiwków, ale nie spierdoliłem ani jednego zamówienia, wyjechałem 95 kilometrów i wszystko szło jak po maśle. Poza tą jendą wpadką, nowy rok był stosunkowo solidny. Mogło być gorzej, mam nadzieję że reszta tego roku właśnie tak będzie wyglądała, solidnie, nie inaczej.
Mniejsza, dzisiaj, 02-01-2025, nie robiłem nic. Nic a nic. Po prostu się opierdalałem. Zostały mi trzy tygodnie do kolosa z rachunkowości, mam przejebane haha.
O 20:30 pojechałem do Auchan i kupiłem zdrapkę, sprawdziłem ceny melatoniny w aptece, i kupiłem trochę rzeczy. W drodze wyjazdowej z centrum handlowego spojrzałem czy na przystanku nie ma kogoś kogo mógłbym podwieźć. Na początku nikogo nie dostrzegłem, ale gdy już miałem jechać zauważyłem że do przystanku zbliżała się osoba. Nie byłem pewien czy to gościu czy kobieta, ale gdy spytałem się go czy nie potrzebuje podwózki, do okazało się że to chłopak, Kuba. Wpuściłem go do auta, a gdy wsiadał, starając się zabrać z siedzenia pasażera śmieci, przez przypadek pomiędzy moją dłonią, a jego pośladkami na chwilę zaistniał kontakt.
Kuba pracuje w bistro w A2. Narzeka na robotę. Ma dosyć gastro i chce znaleźć coś innego. Odwzajemniłem ból i opowiedziałem mu plus minus o tym co robię ja. Chciałem go podwieźć tam gdzie mieszka, ale z faktu że to były aż winogrady, to ustaliliśmy że podrzucę go na pętlę. Gdy patrzył na telefon, zauważyłem że ma jakąś dziewczęcą tapetę, a jego paznokcie są pomalowane. Bingo. Pedał.
Od tego momentu zacząłem się trochę stresować. Miał ładny głos, drobne ciało, wzrost około 180cm, oraz pofarbowaną grzywkę na blond, co kontrastowało z jego ciemnymi kręconymi włosami. Miałem okazję zobaczyć go w świetle tylko wtedy gdy już się żegnaliśmy przy pętli. Tak jak myślałem, był uroczy. Mam nadzieję że wywarłem na nim dobre pierwsze wrażenie.
"Mam nadzieję że to dziwnie nie wygląda że wiesz, podwożę cię tutaj, nie chcę abyś myślał że pojechałbym z tobą na drugi koniec poznania i ciebie tam zostawił czy coś" - zażartowałem, "Tak, tak, czy porwał!" - dodał Kuba.
"Bądzmy uprzejmi, trzeba być dla innych dobrym" - powiedziałem na pożegnanie, ale najpewniej brzmiało to inaczej. Gdy już jechałem autem sam, i wykręcałem z powrotem w stronę akademika, lekko trąbnąłem i pomachałem mu. Ciekawe czy jeszcze będę miał go okazję spotkać - kto wie, może pojadę jutro do tego bistro.
Jo, to tyle. Gadałem z Simonem dzisiaj chyba z cztery godziny i graliśmy w GTA. Wygrałem z nim w golfa, dzięki czemu wygrałem zakład, a w ramach przegranej Simon wysłał mi kilka swoich zdjęć. Kurwa mać, rozdarty człowiek, z jednej uroczy gościu z niemiec, a z drugiej strony świeżo poznany uroczy chłopak z okolicy. Kurwa mać. Chuj mi w dupę, już lepiej abym uganiał się za tym gościem z bufetu, lepiej mi to wyjdzie na zdrowie widząc że jedyny sposób w który mogę koić swoje bolączki wobec Simona to traktowanie go w taki sposób aby czuł się jak najlepiej sam z sobą, wysłuchiwanie go i prawienie komplemetnów. Nie żebym tego nie robil gdybym nie byłbym w nim zabujany no ale przykładam się do tego trochę bardziej jak zwykle z faktu że mi się podoba.
Ach tak, gdy jechaliśmy autem w GTA, to Simon prowadził, ale nagle naszedł mnie świetny pomysł i poprosiłem go aby się zatrzymał, a następnie powiedziałem; "Get out of the car. You're the princess, you should be sitting where I do now".
Simon stwierził że ten tekst był tak dobry, że aż zatarł z zawstydzenia nogi. Błagam, człowieku, wykończysz mnie, wykończysz mnie...