Zaczynając od Czwartku 16 stycznia 2025 roku... Tamtego dnia spotkałem się po raz pierwszy z Marceliną na mieście od czasu jak wyprowadziliśmy się na studia. Z początku Marcelina napisała mi podczas wykładów że jednak musi odwołać spotkanie i woli pozbierać się mentalnie. Z jakiegoś jednak powodu odwołała odwołanie i zadecydowała się spotkać. No dobrze, po 16:30 wróciłem do akademika, przebrałem się, spryskałem włosy suchym szamponem i powędrowałem na tramwaj który zawiózł mnie bezpośrednio pod okrąglak.
Na ulicy Gwarnej byłem już kilka razy, ale nie wiedziałem że zaraz za budynkiem obok którego tyle razy czekałem na tramwaj który zawiezie mnie na górczyn, stoi ten sławny okrąglak. Myślałem że jest to jakiś budynek w Warszawie a nie w Pozku, a tu jednak okazało się być inaczej. Marcelinę wyłapałem bezpośrednio pod okrąglakiem. Wyciągnałęm w jej stronę dłoń, ona rozłożyła ramiona a więc opuściłem dłoń i się do niej przytuliłem. Zaszliśmy do cybermachiny zaraz przy okrąglaku. To taki mały bar z konsolami, można sobie kupić drinka o nazwie "mikstura many", "szmaragdowy grób" lub "liquid snake" heh. Marcelina wzięła coś z "bombu", to jakiś rum - spróbowałem, smakował dobrze.
Zeszliśmy na dolne piętro, tam niestety ulubione miejsce marceliny zostało już zajęte. Staneliśmy na chwilę i o czymś gadaliśmy- i Marcelina pokazała mi dlaczego ostatnio źle się czula. Felek, jej kot, odszedł. Pozostało jej na pamiątkę Felka bransoletka z wyrytą minką Felka w złocie. Spojrzałem się na twarz Marceliny. Była upudrowana, do czego niezbyt przywykłem, bo w technikum nie nosiła żadnego makeupu. Uwagę przykuł całokrztałt jej twarzy, chociaż powiedziała mi że "jest u niej lepiej jak kiedykolwiek" to jej oczy mówiły co innego. Wyglądała na zmęczoną, bardzo bardzo zmęczoną. Graliśmy chwilkę w tekkena 7, potem smasha, a następnie szczerze mówiąc znudziło mi się i zaproponowałem abyśmy poszli gdzie indziej - na co usłyszałem propozycję "stonewall", klub gejowski w Poznaniu. Odmówiłem; "Nie nie nie nie, nie tak, zobacz jak jestem ubrany, zobacz jak wyglądam, nie, nie".
Zamiast tego powędrowaliśmy wgłąb starego miasta, a naszym nowym celem stało się czupito. Pizgało jak szło, zapaliłem papierosa. Przy przystankach tramwajowych nieopodal byłego miejsca zamieszkania Tevci jakiś młody chłopak spytał się mnie czy mogę dać mu papierosa, a ja, nie umiejąc mu odmówić dałem mu go. Przedreptaliśmy tam, nasłuchując co dzieje się w życiu Marceliny. Studia, Ernest, koledzy ze studiów, głupi wykładowcy i ćwiczeńowcy, coś w tym stylu. Dwa shoty w czupito, i dalej do przodu na Wrocławską. Zatrzymaliśmy się w galerii, kupiłem żelki i usiadliśmy sobie na najwyższym piętrze gdzie nie było ludzi i po prostu gadaliśmy.
Jako ostatni punkt naszej wyprawy wybraliśmy kultową. Tam z jakiegoś powodu wyznałem Marcelinie że interesują mnie tylko mężczyźni. Spodziewałem się tego że to nie będzie dla niej ani problem, ani przebicie, ale nie spodziewałem się tego że nawet zapropounje mnie spiknąć z jej kolegą z kierunku...
Rozeszliśmy się na przystanku tramwajowym. Mam nadzieję że jeszcze ją zobaczę i znowu się napijemy.
Piątek 17 stycznia i Sobotę 18 stycznia przepracowałem. Wpadła dobra kaska i cyk. Ignorowałem podczas pracy Simona, a on nadal do mnie pisał. W sumie, chciałem zobaczyć jakby zareagował jakgdybym zniknął, puf, od tak.
Kochany jednak do mnie pisał i zaczepiał. Zależy mu na mnie, chyba. Przynajmniej wiem że nasza przyjaźń nie jest jednostronna, teraz jestem już pewien.
Pod koniec 18 zadecydowałem się przyjechać do Lexa. W futrzanym domku nie byłem od 28 grudnia, a bardzo chciałem się pojawić. Niestety nie załapałem się na to aby spotkać Kayona któremu chciałem wręczyć naklejkę Sylveona wzamian za wydruk 3d boykissera który mi dał 28 grudnia. Graliśmy w jackboxa, zajebałem dwa duże desperadosy a potem graliśmy w Joking Hazard na co spędziliśmy aż dwie godziny... Pojechałem do domu pijany. Zasnąłem i... Nawet nie pamiętam jak spędziłem niedzielę.
Co ja robiłem w niedzielę 19 stycznia... Co ja wtedy robiłem... Nie pamiętam już.
W poniedziałek 20 stycznia poszedłem na uczelnie i okazało się że nie ma zajęć. Wróciłem do akademika z fabtastycznym humorem, siadłem na trochę do rachunkowości. Naglę miałem ochotę na kurczaka koreańśkiego, a więc napisałem do Marcelego czy nie chce się spoktać. W taki sposób nasze spotkanie na jedzonko zamieniło się w popołudnie pełne przygód. Pojechaliśmy z Ratajczaka na Rynek Jeżycki, gdzie niestety okazało się że Kim Chi Ken jest zamknięty w poniedziałki. Mieliśmy na 18 zarezerwowany stół bilardowy więc chciałem się streścić, a tu pyk, znalazłem inną reustaurację na ulicy Mylnej którą mijałem gdy byłem w pracy. Pojechaliśmy tam autobusem. W reustauracji siedliśmy na poniższym piętrze gdzie spotkaliśmy babkę która wyglądała na bezdomną, modliła się. Gadała rzeczy bez sensu i ogółem ciężko się jej słuchało. Chciała ode mnie bluzę lecha poznań, a więc dałem jej ją. Marceli, widocznie zfrustrowany poszedł coś zamówić, a ja pozostałem wraz z tą dziwaczką. Wzięła moją bluzę do kibla i została tam przez chwilę, słyszałem wciąganie czegoś nosem i śmiech. Odzyskałem bluzę i wyszedłem pod pretekstem telefonu od taty. Na zewnątrz lokalu ja i Marceli spojrzeliśmy na siebie i zaczeliśmy się śmiać, co więcej można było zrobić? Babkę nazwaliśmy "insiderem z jeżyc", żartując z tego że jej powierzchowny wygląd to tylko przykrywka, a tak naprawde pracuje dla policji czy coś. Postanowiliśmy spierdolić stamtąd uberem.
Naszym kierowcą był pan Jacek, starszy pan który podczas drogi na Ratajczaka opowiedział nam trochę na temat swoich niemiłych sytuacji jako taksiarz oraz trochę historii poznania. Nie wiedziałem że poznań był maciupeńki aż po 19 wiek... Miły człowiek.
No co no kurwa, zjedliśmy po corn dogu, pograliśmy w bilarda, spierdoliliśmy jeść resztę naszego zamówienia i na tym się skońćzyło. Wróciłem do siebie, narysowałem coś, i poszedłem spać. Dzisiaj głównie się opierdalałem i uczyłem na rachunkowość. Chuj z tym wszystkim, boli mnie prawe ramię, jutro mam kolosa ze statystyki i ruskiego, idę spać, dobranoc.