ZDAŁEM MATURĘ

WPIS PIERWSZY

Właśnie skończyłem oglądać film "Amelie".



Od ponad dwóch tygodni nie napisałem tutaj kompletnie nic. Wzięła mnie straszna melancholia i niechcica. Nie chciało mi się pisać, nie chciało mi się grać, nie chciało mi się niczego, a jednak i tak i tak coś robiłem, poświęcałem czas na inne zajęcia, chodząc w kółka, okrążając moje obowiązki.



I chyba coś zrozumiałem. Pewien czas temu, chyba w sumie rok temu, w okresie pomiędzy świętami, kupiłem mojemu tacie likier jajeczny. Mój ojciec nie pije, ale jak mu sprezentuję jakiś alkohol to jest o tyle wdzięczny że wypije kieliszek albo dwa. No i podczas właśnie ceremoni przechylania kieliszka mój najdroższy ojciec postanowił włączyć film który nagrał dekoderem. Filmem tym był "Amelie".

Mój drogi ojciec, mój ukochany tata, spojrzał na mnie z kieliszkiem w dłoni chwilkę po tym gdy spytałem się go co to za film. Miałem okazję kilka razy zobaczyć jak oglądał go z mamą, a chyba nawet widziałem kasetę VHS tego filmu w jednej z szafek komody w jego pokoju. Tata wpatrzył się na mnie na chwilkę, stałem nad nim, a on siedział na kanapie plecami do mnie, więc musiał odwrócić się w taki sposób że wygiął tors w lewą stronę aby w ogóle dotrzeć do mnie wzrokiem. Już dokłanie nie pamiętam co doprowadziło do czego, bo znam nastawienie mojego ojca do filmów, jak znajdzie coś co lubi, ogląda to w nieskończoność, tak jest na przykład z "300" czy serią "Straszny film" oraz "Griswoldowie", ale i tak i tak z moich ust wymknęło się kolejne pytanie; "Dlaczego lubisz ten film tato?".



"Maks..." - powiedział tata, po czym na chwileńkę nastała cisza.



"...Amelia jest taka jak my".



Nie rozumiałem o co chodziło, nie oglądałem tego filmu, nie znałem fabuły. Z tego co pamiętam ojciec dopowiedział jeszcze że "Amelia po prostu lubi pomagać ludziom". W tym momencie byłem już naprawdę zainteresowany kim jest Amelia. Nie chodziło mi nawet o cały film, tylko o to kim, kim jest ta cała Amelia, ta postać fikcyjna która w mniemaniu mojego ojca odzwierciedla nas.

Krótko i zwięźle, bo muszę kończyć na teraz (opowiem o reszcie przygód z zeszłych dwóch tygodni dzisiaj, tylko zrobię to w drugim wpisie). Film "Amelie" mnie ujął bo widzę rzeczywiście w Amelii samego siebie. Amelia w miłości do nieznajomego chłopaka, podobnie jak z jej pobliskim środowiskiem postępuje systematycznie. Podchodzi do tego krok po kroku, pomagając tym, którzy tego rzeczywiście potrzebują, bawiąc się wręcz w ich anioła stróża. Ale gdy Amelia ma już pomóc samej sobie, to nie może, nie potrafii, boi się tego, boi się pomóc samej sobie, zamiast tego rekompensując swoje niedociągnięcia poprzez pomoc innym.

Czy mój tata też tak się czuje? Czy on nie jest szczęśliwy, ale i tak i tak, stara się po prostu pomagać bo nie umie pomóc sobie?

Czy ja tak się czuję? Tak. Zdecydowanie się tak czuję. Pozwoliłem sobie brać bolączki świata i innych na siebie zamiast skupiać się na sobie. Chociaż z początku to pomagało zobaczyć światełko na końcu tunelu, to z czasem zaczęło mi to przeszkadzać bo nie potrafiłem najść sposobów pomocy sobie, przez co coraz to bardziej odechciewało mi się pomagać innym.

Nie lubię o sobie mówić dobrych rzeczy. Staram się zapomnieć dobrych czynów. Pisałem już o tym. Pamiętam że pisałem o jakimś dobrym czynie którego już nie pamiętam. Po to do jasnej ciasnej jest ten dziennik. Po to, abym pamiętał, a jak nie, to abym przynjamniej w przyszłości mogł na to wszystko spojrzeć i z uśmiechem stwierdzić że przynajmniej starałem się być dobrym człowiekiem. Przynajmniej się starałem.

Moja dobroć bierze się najpewniej stąd, że lubię zobaczyć ten uśmiech na kogoś twarzy. Poczuć się na tym samym poziomie co ekspedientka w sklepie, profesor, szary kowalski na targu, kierowca zepsutego pojazdu, mama kojąca dziecko, starsza pani, zbierająca z ziemi rozsypane zakupy. Tego chcę, chcę po prostu aby bylo im lepiej, bo mi, bo mi jest źle. Bo każdemu jest źle. Nieważne jak bardzo człowiek stara się utrzymać equilibrium w życiu, nieważne jak bardzo odcina się wieści dobre i złe, ostatecznie życie jest po prostu wycieńczające dla każdego z nas. I właśnie dlatego, wiem, że dobrym słowem, dobrą myślą i dobrą intencją mogę coś zmienić. Mogę po prostu dać komuś swoje serce na dłoni jak frajer, i stwierdzić "no dawaj, bierz, nie krępuj się". Ja dla ciebie tutaj jestem, człowieku.

MORAŁ. Kurwa, zapomniałbym. Morał. Amelia potrzebowała lekkiego popchnięcia w przód aby podejść do ukochanego nieznajomego. Zrobiła to tylko jedna osoba, tylko jedna, która dowiedziała się że to ona mu pomagała. Amelia ostatecznie jednak podjęła wybór sama. Postanowiła nie marnować życia, lecz je złapać, pociągnąć Boga za nogi i wykrzyczeć mu tak głośno, aby aż słyszał przez chmury. Tylko co wykrzyczała to ja nie wiem. Ja wiem że wykrzyczałbym... Smutne rzeczy.



WPIS DRUGI

Godzinkę temu wróciłem z pracy. Ledwo co wygrzebałem się z łóżka około 11, umyłem włosy co okazało się świetnym pomysłem w trakcie dnia i wyruszyłem do pracy.

No cóż, w pracy było okej. Przez większość dnia myślałem pozytywnie, aż do momentu jak Adaś stwierdził że to przeze mnie jutro musimy iść do pracy na nowy rok i tyle będzie z chlania i dobrej zabawy. Bardzo mnie to przybiło, ale po konfrontacji z Agą i Iwoną, stwierdziły że to był tylko żart i nie powinienem się o to martwić. Tak także też było, trochę się rozpromieniłem.

Wczoraj, 30-12-2024, miałem okazję po raz pierwszy od ponad tygodnia porozmawiać z Simonem. Wyjawił mi że przez to że nie spędza sylwestra z dziewczyną, to chętnie zaprosiłby mnie. W sumie, gdybym trochę wcześniej wychodził z pracy czy inne takie tere-fere, to pewnie bym się zgodził... Mam do niego tylko 637 kilometrów, Brema nie jest daleko stąd. Gadaliśmy i gadaliśmy i coś tam się przewinęło na temat tego że trudno by było znaleźć mi miejsce do spania, i pewnie musiałbym spać z nim w łóżku... Pamiętam że po prostu wykrzyczałem jego imię kilka razy, a on miał z tego taką polewkę że łolaboga.

Cieszę się że znam Simona. Niestety dalej coś do niego czuję i boję się że to uczucie wyłącznie się nasili jak go spotkam w przyszłym roku. Już niewiele zostało to tego momentu jak będę mógł do niego pojechać. To będzie bardzo ciekawe spotkanie. Mam nadzieję że niczego nie spierdolę i nie wyjdę na dziwaka.

Mam za mało czasu aby opowiedzieć o ostatnich dniach, od 12 do 30. Postaram się za to zabrać w najbliższych dniach.

No a w międzyczasie - jadę po Marcelego do centrum, wracamy do mojego pokoju i balujemy! Należy nam się. Nie mogę pić za dużo, co oczywiście nie oznacza że nie będę pił, no ale mam jutro na 14 do roboty. Muszę się zlockować i tyle i chuj.

Lecę naszkicować furasa i jadę. Mamy wódkę 0,7 (zgłoś się), jagiera setkę, dwa redbulle w szkle, dwie corony, zbyszka i trochę pepsi, czipsy, pizzę i co najważniejsze drinki na kaca haha.

Dobra, lecę, widzimy się w przyszłym roku! Czołem!


Powrót do dziennika

coś tam coś tam [REDACTED]!!!